A dziś od dawna zapowiadana niespodzianka! Relacja z góralskiego ślubu, na którym byliśmy w zeszłym roku i z zachwytem obserwowaliśmy wszystkie obrzędy, wciąż żywe na Podhalu.
Wśród gości na palcach jednej ręki można było policzyć osoby w "cywilnych" ubraniach, królowały tradycyjne stroje, choć dało się zauważyć ukłon w stronę nowoczesności, szczególnie wśród młodzieży, która często odchodzi od tradycyjnych materiałów i zdobień, zachowując jednak krój stroju.
Goście zaczęli się zjeżdżać już od rana. W domu Pana Młodego rodzina ze spokojem oczekiwała na przyjazd druhen, które miały zawieźć go do miejscowej remizy. Dopiero tam miał zobaczyć swoją narzeczoną, i stamtąd wyruszyć mieli wspólnie do kościoła. Pan Młody nie dawał po sobie poznać, że jest lekko zdenerwowany, musiał zachować twarz przed drużbami, którzy już zebrali się przed domem. Oni również czekali na przyjazd druhen, z którymi w parach mieli towarzyszyć młodym w kościele.
Wkrótce na drodze prowadzącej do domu pojawiły się pięknie przystrojone dorożki, w których jechały druhny. Na czele orszaku dumnie kroczyły dwa konie wiozące pytacy w odświętnych brązowych cuchach przepasanych szarfami.
Druhny porwały Młodego do pierwszej dorożki, do kolejnych wsiedli drużbowie i goście.
Drużbowie ubrani w cyfrowane portki, kierpce i koszule spięte u szyi ozdobnymi spinkami, nieśli w ręku haftowane białe cuchy. Na głowach nosili góralskie kapelusze z orlim piórem.
Po przyjeździe do remizy druhny dokończyły ceremonii ubierania swoich partnerów: założyły im na ramiona cuchy, które zawiązały pod szyją czerwonymi wstążkami, i przypięły im na piersi bukieciki czerwonych kwiatów.
Teraz przyszedł czas na Pana Młodego. Narzeczona czekała na niego z nową koszulą, którą miał założyć na siebie zamiast tej, w której wyszedł z domu. Symbolicznie zostawiał za sobą stare i zaczynał nowe życie...
Wraz z Mamą narzeczonego pomogła mu założyć koszulę, którą spięła złotą spinką z koralem, zapięła pas, a cuchę przewiązała białą wstążką. Do piersi przypięła bukiecik, pomogła założyć kapelusz z orlim piórem. Zdjął go jednak zaraz, by wraz z narzeczoną przyjąć błogosławieństwo.
Młodzi uklękli na owczej skórze. Wzruszeni dziadkowie, a następnie rodzice, błogosławili ich gałązką mirtu i podawali do pocałowania krzyż.
Był to niezwykle wzruszający moment, nie było na sali osoby, której nie zakręciła się w oku łza...
Nadszedł czas wyjazdu do kościoła. I tym razem Młodzi nie jechali razem: Pannę Młodą zabrali do dorożki drużbowie, druhny zaś zagarnęły ze sobą Pana Młodego. Ruszyli powoli w stronę świątyni, a za nimi sznur dorożek z gośćmi.
Podczas gdy Młodzi przeszli do kancelarii, by podpisać dokumenty ślubne, goście zajmowali miejsca w kościele. Drużbowie i druhny stanęli w parach przed wejściem, czekając na powrót Młodych.
Dwóch drużbów powiodło Pannę Młodą do ołtarza, za nimi ruszył Pan Młody z dwiema druhnami, a za nimi pozostali.
Ceremonia zaślubin była bardzo wzruszająca, jednak jest to tak osobiste przeżycie, że nie chcieliśmy przeszkadzać robiąc zdjęcia. Po mszy oczywiście nadszedł czas na pamiątkowe zdjęcia, po których Młoda Para już wspólnie przejechała do remizy, gdzie odbyło się wesele. Trwało trzy dni, my też tam byliśmy, weselną przepalankę piliśmy, ale o tym i innych wydarzeniach weselnych opowiemy następnym razem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz